Tak to się porobiło, że w dzisiejszych czasach wcale nie
trzeba być kimś bardzo ważnym, by mieć możliwość uskładać na niezłą furkę.
Można być chociażby specjalistą od
sprzedaży w jednej z kilku intratnych branż. Tu pojawia się jednak pewien
problem. Pracując w sprzedaży nie możesz jeździć samochodem drażniącym Twoich
klientów. Gdybyś na przykład był super specem od ubezpieczeń w Szwajcarii, to
Twoi klienci cieszyliby się, że jeździsz Porsche, bo to podkreślałoby, że znasz
się na tym, co robisz. Proste: jesteś dobry – zarabiasz. U nas jednak tak nie
jest. Niestety…
Tak więc mając trochę pieniędzy stoisz przed dylematem.
Mógłbyś oczywiście kupić jakiegoś niedrogiego kompakta, ale nie po to
pracowałeś i odnosiłeś sukcesy, żeby teraz nie móc sprawić sobie prezentu.
Oto kilka pomysłów na zagospodarowanie Twojej kasy w taki
sposób, by nie złościć zbytnio klientów i sąsiadów. Będę posługiwał się
obiegowymi opiniami, pod którymi niekoniecznie się podpisuję, ale które pomogą
nam w osiągnieciu postawionego celu.
Gładko przechodzę więc do pierwszego samochodu. Skoda
Superb. W nadwoziu „niby sedan” ma (moim zdaniem) koszmarnie brzydki tył, ale
kombi to zupełnie inna historia. Poza tym technologia Volkswagen/Audi, a Polacy
bardzo to lubią. Wnętrze jest, jakby to powiedzieć…. Volswagenowe! Jeśli ktoś
to lubi, to OK. Dla mnie trochę nudne, ale czepiać się nie ma czego. Będziesz
na pewno zadowolonym użytkownikiem, a Twoje otoczenie nie będzie Ci zazdrościć
– bo to Skoda (cokolwiek ta opinia znaczy).
Idźmy dalej. Peugeot 508. Nawet nie trzeba wsiadać.
Wystarczy rzut oka na fotele, by stwierdzić, że są niewiarygodnie wygodnie. Tak
jest w rzeczywistości. Siedziałem i wiem. I jak w Skodzie Superb – kombi jest o
wiele ładniejsze. W ogóle jestem zachwycony tym samochodem. Wnętrze jest super,
cena na wyprzedaży rocznika 2012 więcej niż bardzo dobra (zaczyna się jakoś
powyżej 70 tyś.). I jeszcze jedna rzecz. Kojarzycie reklamę tego samochodu?
Gość jest w pracy, wszystko dzieje się szybko, wszystko wydaje jakieś dźwięki…
Gdy ów pan wsiada do tego samochodu ogarnia go spokój, uśmiecha się. Nie
kłamią. Też tak się poczułem wewnątrz. Rewelacja! A zazdrośnicy co powiedzą? Eeee,
Francuz… Przypominam jednak, że „francuskie” określa wiele fajnych rzeczy, np.
wino, sery, seks...
To teraz przeskoczę na daleki wschód i pozostanę tu chwilę
dłużej, bo wspomnę o 2 samochodach. Oba są z tego samego koncernu. Kia Optima i
Hyundai i40.
Hyudai i40… Kombi ponownie wygrywa urodą z sedanem. W ogóle
to chyba pierwsze seryjne kombi w stylistyce coupe. Mercedes twierdzi że ich
CLS Shooting Brake jest najładniejszym kombi w dziejach. Nie chcąc wyjść na
idiotę nie będę tu bronił Hyundaia w tej kwestii, ale powiedzmy wymijająco, że
byłby on w tej kategorii również na podium, lub bardzo blisko. Tak czy siak
samochód jest śliczny, a wnętrze przywodzi na myśl prom kosmiczny. Materiały
wykończeniowe nie są może jeszcze takie, jak u bardziej uznanej konkurencji,
ale prawda jest taka, że również nic im nie brakuje i w żadnym wypadku nie
drażni.
O Kia powiem tylko tyle, że zdjęcia nie oddają jej
rzeczywistej urody. W realu jest to naprawdę przepiękny samochód, a wnętrze ma
hm…. Po mojemu! Nic Wam to nie mówi, ale ja się tam świetnie czuję.
Jeśli chodzi o dwa powyższe samochody, to nie narazicie się
na ostracyzm, bo to w końcu „koreańczyki”. Powie wam tak (z przekąsem)
posiadacz jakiegoś dwudziestoletniego TDI…
To teraz Chevrolet Malibu. Jest to technologia Opla Insigni.
Ale to Chevrolet… Tak usłyszycie, bo dla wielu frustratów Chevrolet to Daewoo.
Samochód jest (podobnie jak Kia) dużo ładniejszy w rzeczywistości. Są
nawiązania do Camaro: tylne lampy i zegary. Wnętrze jest wyjątkowo udane, a
schowek pod otwieranym monitorem nawigacji – genialny! Minusy? Owszem są. Jest
to głównie nierówna jakość plastików we wnętrzu. Materiały naprawdę dobre
sąsiadują z tymi nieco pośledniejszymi, ale mówię Wam: nie będzie Was to
denerwować dłużej niż tydzień. Później człowiek przestaje macać wszystko wokoło.
I na koniec jeszcze dwa samochody dla nieco odważniejszych.
Obiegowa opinia mówi: „Opel i Ford…..” – zakończenie znacie. Tak więc Ford
Mondeo: ładny, fajny, duży i w ogóle, ale… Ja bym go w tej chwili nie kupił z
jednego tylko powodu. Coś mi mówi, że niebawem będzie następca, który olśni nas
urodą i smutno by mi było, że trochę nie poczekałem.
Opel Insignia – klasyka gatunku wśród średniej kadry
zarządzającej, czyli powinien kojarzyć się z nudą. Pobawiłem się jednak
konfiguratorem i wyszło mi coś fajnego. Wziąłem wszystkie chyba możliwe zabawki
elektroniczne, skórę łączoną z eko-skórą (oszczędność…) i najważniejsze: silnik
benzynowy 250 koni ze standardowym napędem na cztery koła. Aha! Dorzuciłem
jeszcze pakiet stylistyczny OPC. Dało to sumę około 145 tysięcy. Gdyby tak się
jeszcze potargować… Byłoby naprawdę super!
Powtórzę
– nie podpisuję się pod obiegowymi opiniami, ale prawdą jest, że one
funkcjonują. Dzięki nim jednak możemy jeździć czymś naprawdę fajnym nie budząc
w sąsiadach chęci sięgnięcia po gwóźdź. Warto czasem z tego skorzystać.
A kto
jest zwycięzcą? Zwycięzca jest dopiero w okresie płodowym, ale jak się narodzi…
Chodzi mi o następcę Alfy 159. To będzie prawdziwa ślicznotka. A sąsiedzi? Dla
nich to jedynie Fiat w ładniejszej kurteczce!
Radek Małecki
Radek Małecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz