Mamy czasy ekohisterii. Okazuje się, że nasze ukochane
samochody niszczą środowisko. No i różni nawiedzeni zieloni postanowili (za
nas), że powinniśmy jeździć hybrydami, elektrowozami itp. Ale czy mają rację?
Najbardziej uczciwie będzie od razu odpowiedzieć, że: „nie
wiadomo”.
Otóż naukowcy dzielą się na tych, którzy uważają, że
globalne ocieplenie nas zniszczy (i to już niebawem), na tych, którzy uważają,
że wpływ samochodów na efekt cieplarniany jest wielkością „pomijalną w
statystykach”, oraz na tych którzy twierdzą, że „nie wiadomo”.
Ci pierwsi mają największy wpływ na media i histerię,
drugich lubię najbardziej, trzeci są chyba najbardziej uczciwi.
Tak czy siak rynek motoryzacyjny zalewa fala niefajności.
Głupiej przy okazji....
Bo co mamy? Osławioną Toyotę Prius, która po pierwsze należy
do koncernu, który kojarzy się z nudą. Po drugie niektóre „nie ekologiczne”
samochody palą mniej. Po trzecie, jeśli weźmiecie pod uwagę zanieczyszczenie
środowiska powodowane przez ten samochód w procesie produkcji, eksploatacji i
utylizacji (a materiały są tam zaawansowane jak mówią), to może się okazać, że
Wasz ulubiony SUV szkodzi środowisku mniej....
Honda na przykład ma hybrydowego Insight-a. Krzyżyk mu na
drogę... Ma też CR-Z, który o zgrozo, ma być samochodem sportowym. Ja wyrosłem
w przekonaniu, że elektrowozy mają mało wspólnego ze sportem i z tym poglądem
zamierzam umrzeć.
Jak coś nie ma wielkiego, głośnego i paliwożernego silnika,
to sportowe nie jest! Koniec i kropka! Wiem, że niektórzy nie myślą tak samo.
Jedyne, co mogę im powiedzieć, to tylko to, że na piwo wolałbym pójść z kimś
innym. Moje prawo!
Dochodzi jeszcze kwestia ceny. Otóż takie samochody są po
prostu droższe. Jeśli ma nam się ten koszt zwrócić w wydatkach na paliwo, to
długo będziemy czekać... Przypominam, że ten czas będzie nam dodatkowo psuł
widok całkowicie beznadziejnego samochodu.
Koncerny chcą być postrzegane jako „eco”, tylko czemu to my
mamy więcej płacić za ten ich wizerunek. Aha! Może to jest transakcja wiązana?
Przy okazji my dostajemy ten niby fajny wizerunek.
„Cześć koleżanko. Odwieźć cię do domu? Dzięki temu
samochodowi być może (podkreślam – „być może”) uschnie o jedno drzewo mniej na
Syberii” – już widzę ten entuzjazm w oczach... No chyba, że dziewczyna ma
przetłuszczone włosy i na co dzień nosi ciuchy turystyczne, no ale umówmy się,
mało kto chce takie podwozić.
Dodajmy do tego wszystkiego fakt, że większość świata
(80-90%) korzysta z energii pochodzącej z paliw kopalnych, więc nawet nasz
elektryczny samochód jednak zanieczyści środowisko.
Tak więc jeżdżenie czymś niefajnym nie służy środowisku,
jest drogie, a dziewczyny na to nie lecą....
Gdzie jest więc problem?
W zielonych i innych aktywistach wszelkiej maści.
To taka sama bzdura, jak zakręcanie wody przy myciu zębów w
Polsce. Sudanowi nie przybędzie ani kropla wody. To ma w nas wyrabiać jedynie
poczucie „czegoś tam”...
Dziękuję bardzo. Wolę żyć, tak jak żyję.
Przy najbliższej okazji zrobię duuuuży wir w zbiorniku
paliwa jakiejś V ósemki. Czego i innym fanom motoryzacji życzę!
P.S. Prawda jest jednak taka, że technologia idzie do
przodu. Niewątpliwie powstaną w przyszłości emocjonujące samochody ekologiczne.
Nie wiem, czy będą napędzane prądem, kokonami jedwabników, czy krowimi
plackami. Powstaną jednak na pewno. Gdy ten czas nadejdzie, to będziemy się tym
wówczas zachwycać. Teraz jest jak wyżej. A gdy patrzę na Fiskera Karmę myślę
sobie: włóżcie mu pod maskę coś głośnego! Dodatkowym plusem będzie to, że nie
będzie płonął za każdym razem, gdy ktoś postanowi przejechać się nim…
Radek Małecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz